warta sztuki 2019 – dziennik

Dzień 1

Płyniemy, serio.

Warta. Rezerwat. Zbiornik Jeziorsko. Burza. W skrócie – było grubo.

więcej zdjęć

Dzień 2

Dzisiaj dokonałyśmy rzeczy niemożliwych. Przenoski, wodospady, zgubione kilometry – nic nam nie straszne. Liczba spotkanych pływających jednostek – 0. Miny w zakątku rybaków na widok czerwonej łódki po środku niczego – bezcenne. Piknik pod Termami w Uniejowie – zaliczony. W nagrodę na noc mamy całą wyspę dla siebie. Dobranoc.

więcej zdjęć

Dzień 3

Jeśli wczoraj myślałyśmy, że jesteśmy w stanie zrobić wszystko, to dziś już jesteśmy tego pewne. Pełen sukces. Nadrobiłyśmy zgubione kilometry i mimo sztormu i Konina chowającego się za kolejnymi zakrętami dotarłyśmy na miejsce. Choć wydawało się, że już zawsze będziemy PRAWIE w Koninie. Zaraz będzie przyczepa i już będziemy zwarte (zWARTE hehe) i gotowe na jutrzejszy piknik. I trochę zadowolone, że krótka przerwa od płynięcia.
Podsumowując dotychczasowy odcinek – nad rzeką przesiadują jedynie wędkarze i krowy. Choć o zmierzchu i kilka bobrów spotkałyśmy.

więcej zdjęć

Dzień 4

Za nami piknik w Koninie. Deszcz trochę postraszył, a ostatecznie sam uciekł. Powstały piękne pocztówki znad Warty, papier zafarbowany lokalnymi roślinami i cała flotą rzeczna. Był też spacer po Koninie z opowieścią p. Andrzeja Łąckiego o relacji miasta z rzeką. No i do naszej załogi dołączył flaming. Właściwie towarzyszył nam od początku, ale dopiero dziś nabrał kształtu, dzięki Krzysiowi, który się zawziął i nadmuchał. A jutro ruszamy dalej. Cel – Ląd.
Dziękujemy!

więcej zdjęć

Dzień 5

Przyczepa spakowana, Konin pożegnany i spłynęłyśmy dalej. A właściwie spłynęliśmy. Dołączył do nas nowy członek załogi – Filip Flaming. Sprawuje się dobrze, czasem chce nas wyprzedzać ale szybko wraca do swojego miejsca w szeregu. Zwykle się nie wychyla. A jednocześnie dzięki niemu interakcja z napotkanymi wędkarzami zwiększyła się nieziemsko. Filip umie uprawiać small talk. Przez chwilę na pokładzie był też Trzmiel Bernard. Ale jak tylko osuszył skrzydła, to odleciał. Bez pożegnania. My za to w Sławsku zaobserwowałyśmy przeprawę promową. Technika nieziemska. 
I tak jakoś dzień minął i kończymy go w Lądzie, czyli zgodnie z planem.

więcej zdjęć

Dzień 6

Ula tka. Mapa powstaje. Po porannym spotkaniu w Ośrodku Edukacji Przyrodniczej w Lądzie rozkoszowałyśmy się ciepłym i niespiesznym przedpołudniem. Miałyśmy też gościa. I sesję zdjęciową na pomoście. Serio. Kiedyś pokażemy. Ledwo się zebrałyśmy, od razu był przystanek. Na naszej drodze stanął Dom Pracy Twórczej w Ciążeniu. No nie do końca na drodze. Musiałyśmy się do niego dostać przez krzaki. Warto było podrapać sobie nogi (znowu) bo dostałyśmy serię ciekawych informacji. Też kiedyś opowiemy. No i generalnie koniec w Pyzdrach. Tu zaskoczenie – przystań bez przystani. Miejsce spotkań towarzyskich, a my z namiotami i kuchenką gazową. Byle do rana i ruszamy dalej.
Ach a w Pyzdrach kolejna sesja fotograficzna na pomoście. Co za dzień.

więcej zdjęć

Dzień 7

To jest tak, że zdjęcia się robi jak jest ciepło, słonecznie, piękne widoczki, relaksik. I wtedy wszyscy myślą, że tak jest zawsze. A nie jest. Czasem jest zimno, wieje w twarz, rzeka płynie do tyłu i jest walka. I wtedy jakoś zdjęć nie robimy. Bo walczymy. No i dzisiaj była taka walka. A ważne było, żebyśmy z Pyzdr dotarły na godz. 14 do Czeszewa. Niby niedaleko, ale jakby świat się zatrzymał. Walka była konkretna. Podjęłyśmy nawet radykalny krok wyeliminowania Filipa. Tak, spuściłyśmy z niego powietrze i wsadziłyśmy na pokład. A wszystko po to, żeby jednak płynąć do przodu. No i jak zwykle dopięłyśmy swego, dotarłyśmy do Czeszewa.
A Czeszewo drodzy państwo to miód na serce. Co za ludzie! Zostałyśmy przyjęte jak u mamy. Przywitało nas grono mieszkańców, oprowadzili po miejscowości, po rezerwacie, zaprowadzili do Ośrodka Edukacji Leśnej (Nadleśnictwo Jarocin – Ośrodek Edukacji Leśnej w Czeszewie, Lasy Państwowe), opowiedzieli niesamowite historie, zaśpiewali, nakarmili, przenosili nasze bagaże, zabrali na plener malarski, a w dodatku zaprosili na noc. Pod dachem! Na łóżku! Z ciepłą wodą! Więc zamiast dalej walczyć z wiatrem i pędzić do Nowego Miasta zostałyśmy w Czeszewie, gdzie jest najlepiej na świecie. ❤️

Dziękujemy p. Wiesławie za niesamowitą organizację. I p. Markowi za gościnę. I po prostu dziękujemy Czeszewianom, że są.

więcej zdjęć

Dzień 8

Mogłoby się wydawać, że już na zawsze pozostaniemy w Czeszewie. Ale jednak po długich i serdecznych pożegnaniach ruszyłyśmy dalej. Dotarłyśmy do Mariny pod Czarnym Bocianem w Nowym Mieście nad Wartą, żeby sprawdzić co nas wczoraj ominęło. A tam pięknie, elegancko i zupełnie pusto. Pan z mariny niezbyt zadowolony. Mówi, że tak źle jeszcze nie było. I to jest pytanie, które od początku nam towarzyszy – gdzie są ludzie? Czy nastąpił jakiś kataklizm, o którym nic nie wiemy, bo siedzimy w korycie i nasz kontakt ze światem jest mocno ograniczony? Nikt nie pływa, nikt nie siedzi nad rzeką, w miejscowościach nadwarciańskich też pustki. Nie narzekamy, o nie. Ale zdziwione jesteśmy niezmiernie. Okazuje się, że wcale nie trzeba uciekać na drugi koniec świata, można się zaszyć w nadwarciańskich lasach i mieć absolutny spokój. Polecamy. 
Posiedziałyśmy w marinie i ruszyłyśmy dalej, wszak kilometry same się nie zrobią. Długo płynęłyśmy, zimno i głodno się zrobiło, ale było warto. Bo odnalazłyśmy biwak marzeń, istne safari. I w tych pięknych okolicznościach przyrody żegnamy się z dniem. Jutro dalej.

więcej zdjęć

Dzień 9

Co dziś? Słońce i komary. To tak w skrócie. A tak bardziej? Długo nie mogłyśmy się rozstać z naszym biwakiem marzeń, ale jednak ruszyłyśmy, jednocześnie obiecując sobie, że jeszcze kiedyś tam wrócimy. Wrócimy. Przepływając przez Śrem wreszcie zobaczyłyśmy jakieś miasto zwrócone ku rzece. Plaże, ławeczki, budynek Warta, pomnik. To radość. A za Śremem proszę państwa Warta się prostuje. Meandry, o których wszyscy mówią w kontekście rzeki, nagle poznikały. No po prostu prosto jak w mordę strzelił. W końcu jakiś zakręt się znalazł, las też, więc stanęłyśmy. Wcale nie w Radzewicach, a jutro wcale nie do Puszczykowa. Wszystko się nam pozmieniało. Jutro Rogalinek. Trochę nie możemy się doczekać choć i tu jest nieźle.

więcej zdjęć

Dzień 10

Dzisiaj chyba zdarzyło się wszystko. Tu Rogalinek. Dopłynęłyśmy bez większych przygód bo i odległość nie za duża. A na miejscu znowu kosmos. Najpierw wizyta w Przystani Jana Pawła II z wszechobecnym wizerunkiem papieża, a także Maryją, jak się okazało – Panią Warty. Z Przystani Kotwica porwała nas pani Lucyna prosto do swojej pracowni malarskiej, miejsca niezwykle inspirującego. A tam panie Malarki z pędzlami w dłoniach, pani Regina w regionalnym stroju sprzed stu lat i z kwiatami z okolicznych łąk, pan Sołtys z drożdżówkami i pan Redaktor, który wcale nie przyjechał tam dla nas, tylko żeby dowiedzieć się na temat figury Maryi, która przypłynęła Wartą. No to skoro nas ta Warta połączyła, a pan Redaktor w dodatku jest zapalonym kajakarzem to i z nami przeprowadził wywiad. Oczekujcie. Ile my się o Warcie dzisiaj nasłuchałyśmy! Też oczekujcie, aż się z wami tym wszystkim podzielimy.

Odwiedziłyśmy też pana Alojzego, który na własnym podwórku ma muzeum introligatorstwa, bo tym się właśnie zajmował, ale i obiektów regionalnych, bo takie właśnie całe życie zbierał i w ogóle muzeum wszystkiego, bo taki właśnie jest pan Alojzy – ciekawy świata i doceniający ludzi i rzeczy. A do tych rzeczy znowu opowieści. Co i raz także wątek Warty się przewijał, bo pan Alojzy pływał dużo. I mówi, że nie ma piękniejszej rzeki niż Warta.
A na koniec szybki rajd z panią Lucyną po okolicznych łąkach i oglądanie dębów, na które swego czasu Raczyński spoglądał. I jeszcze spotkanie z lokalnym wodniakiem – panem Sławkiem, na złość komarom, które chciały nas przepędzić. A na końcu proboszcz przyjmując nas na nocleg na plebani wręczył nam arbuza.
No czego chcieć więcej. 
Rogalinek
Monika! Dziękujemy za niesamowitą organizację, szkoda że cię nie było, może następnym razem uda nam się spotkać.

więcej zdjęć 

Dzień 11

Poznań drodzy państwo! Ale żeby tu dotrzeć to jednak trzeba było przepłynąć swoje. Ale przepłynięcie było przemiłe bo od Puszczykowa aż do Poznania towarzyszył nam pan Ryszard na kajaku. Pan Ryszard nie tylko dostosował swoje tempo do naszego czołgu i czasem wiosłował do tyłu, ale też raczył nas opowieściami o Warcie, kajakach, przystaniach, historii Lubonia, losach Śremu i wiele innych. Na takie spotkania NA Warcie czekałyśmy. Tymczasem pozdrawiamy z domów ze ścianami, siedząc przy stołach, korzystając z dobrodziejstw lodówek. Jutro nie płyniemy, ale pracujemy dalej. Czyli widzimy się w Bramie Poznania o godz. 16 na tkaniu mapy, farbowaniu papieru nadwarciańskimi roślinami i koncercie Katarzyny Jackowskiej-Enemuo. Zapraszamy!

więcej zdjęć

Dzień 12

Poznań, dużo wrażeń. Niby nie płynęłyśmy, Poznań znamy, wydawałoby się, że nic nas nie zaskoczy. A jednak okazuje się, że zagłębiając się w rzeczne opowieści zyskujemy zupełnie nowy ogląd na te same rzeczy i miejsca. Spotkaliśmy się w Bramie Poznania, gościnnie przy Rzece Żywej. Zaczęłyśmy od opowieści o naszej wyprawie i prezentacji mapy utkanej przez Ulę. Otrzymałyśmy masę opowieści i powstały kolejne małe dywany-mapy utkane z własnych myśli i skojarzeń okołorzecznych. Powstały też kolejne zabarwione papiery. A potem wszystko pięknie zwieńczyła Katarzyna Jackowska-Enemuo i Karolina Ociepka z muzycznymi opowieściami o rzece i tkaniu. Przepiękne to było. Napełnione dobrymi myślami i dograniem kolorystycznym (wszystko dzisiaj tak niesamowicie się zgodziło) szykujemy się do dalszej podróży. Jutro stąd spływamy.
I serdecznie dziękujemy Rafałowi, który przypłynął naszą kanadyjką z portu na Warcie pod Bramę Poznania i w dodatku z powrotem. A woda w Cybinie się nie przelewa.

więcej zdjęć

Dzień 13

Niby wiadomo, że niewykorzystane okazje mszczą się natychmiast, ale zawsze się wydaje, że nas to akurat nie dotyczy. Nie teraz, nie tu. A niesłusznie. Ale po kolei. W poznańskim porcie spotkałyśmy dziś pana Jacka z Żeglugi Retro. Napełnione kolejnymi opowieściami i wskazówkami co zobaczyć w dalszej drodze, ruszyłyśmy.

Przesadnie rozpędzić się nie zdążyłyśmy i już dotarłyśmy do celu – do Czerwonaka. Tu piękna marina, o której wieść się niesie po całej Warcie. Pooglądałyśmy, porozmawiałyśmy z panem opiekunem miejsca i zgodnie uznałyśmy, że takie luksusy to nie dla nas, chce nam się płynąć i odkryć kolejny biwak marzeń na dziko. Popłynęłyśmy. I wtedy się okazało, że dostęp do brzegu się skończył, że słońce zaszło za chmurami i właściwie zbiera się na deszcz, że jesteśmy daleko od wszystkiego i naprawdę już nie chodzi o wielkie wymagania i biwaki marzeń tylko jakikolwiek płaski fragment ziemi na namiot i odrobinę ziemi na wciągnięcie łódki. I to trwało jakby w nieskończoność. Przepłynęłyśmy w ten sposób za Owińska, do których dopłynąć miałyśmy jutro.

Żeby uspokoić wszystkich, od razu donosimy, że w końcu osiadłyśmy, znalazłyśmy nawet miejsce na dwa namioty i teraz w nich siedzimy i mamy nadzieję, że nas nie zmyje. I myślimy sobie jakby to było w tej pięknej i eleganckiej marinie w Czerwonaku. Nie pozostaje nam nic innego jak tylko obśmiać nasze ambicje.
A Ula tka, wiadomo.
I ostatnia myśl dzisiejszego dnia. Smutna. Przez cały weekend w Poznaniu, wielokrotnie musiałyśmy przekonywać naszych rozmówców, że Warta wcale nie taka brudna, że śmieci nie ma, że dziko, naturalnie i pięknie. A tu nagle za Poznaniem śmieci, brud, smród. No to akurat nie za miłe. Miejmy nadzieję, że zaraz wszystko wróci do normy.
Ściskamy

więcej zdjęć

Dzień 14

No proszę państwa, ta noc to było przeżycie. I przeżyłyśmy. Okazuje się, że w gąszczu puszczy przedpoligonowej w nocy ożywają wszystkie stwory świata. A przynajmniej te leśno-rzeczne. Dzikobobry, rusałki. Wszystko wyje, chrupie, pluska. Dużo wrażeń miałyśmy, ale jak to się mawia: co cię nie zje, to cię wzmocni. Nie zjadło, wzmocniło. I choć teraz to wszystko brzmi jak żart to nocą nam tak śmiesznie nie było. Bo to wszystko wplatało się w sny o dziurawym śpiworze, staczaniu się ze skały czy wielkich bobrowiewiórkach. To też dumne z siebie, że dzielnie stawiłyśmy czoła wszystkim napotkanym potworom, zamiast uciekać skoro świt zostałyśmy na długi poranek. Bo też i uciekać nie miałyśmy jak, najpierw trzeba było wyschnąć po całonocnym deszczu i poczekać aż woda nam zejdzie z wycieraczek (no bo jak już wczoraj wspomniałyśmy, miejsca znalazłyśmy tyle, że od namiotu do rzeki dzieliło nas raczej mniej niż więcej).
W końcu jednak ruszyłyśmy w siną dal, a konkretniej na drugą stronę rzeki, za zakręt gdzie natychmiast zrobiłyśmy przystanek i… poszłyśmy. Lądem, na nogach, jak ludzie. Postanowiłyśmy raz zrobić wyjątek od rzeki i spełnić swoje marzenie odwiedzenia Parku Orientacji Przestrzennej w Owińskach, które wczoraj minęłyśmy, więc trzeba było kilka kilometrów wrócić. Park piękny, choć zupełnie nie to czego się spodziewałyśmy. Wycieczka wycieczką, zawsze warto. Frytki u Konara i w dalszą drogę. 
No i jesteśmy w Mściszewie. Tak, nadal jesteśmy od Poznania w zasięgu piechoty. Nadal możemy wsiąść w zielony miejski autobus. Ale nie wracamy. Bo tu świat! Trawnik, prosta ziemia, stół, nawet plac zabaw. Tylko pan co go tu spotkałyśmy opowiedział o wilkach. Ale po dzikobobrach nic nam nie straszne. Adios

więcej zdjęć

Dzień 15

O tym jak Oborniki żyją na Warcie to słyszałyśmy już od dawna. Dziś zobaczyłyśmy na własne oczy. Proszę państwa, Warta jest tu obecna naprawdę. Najpierw szybcikiem minęłyśmy poligon w rytm huków zza krzaków. No, z przerwą na zupkę. Po drodze zwiedziłyśmy pozostałość po wsi Radzim. Pozostało niewiele, bo jedynie krzyże w lesie. I wykopaliska, ale tego już nie widziałyśmy. Widziałyśmy też orła. Nie jesteśmy tak zupełnie pewne, że to był orzeł, ale jak na nasz gust profil pasujący do godła. A w Obornikach spotkałyśmy się z przedstawicielkami Aplaga – Obornickie Stowarzyszenie Wodniackie, które organizuje słynne wianki. Ale wianki wiankami, a poza wiankami po prostu życie na Warcie. Pływanie, wyścigi na byleczym, nauka, spływy, kursy, śluby. Przemiłe rozmowy, głowy pełne pomysłów i nieustające chęci do działania. W dodatku zostałyśmy zaproszone do oazy spokoju Pole namiotowe Przystań Kowale.

Tu pełno łódek, kajaków i wioseł. A wszystko ukryte wśród zieleni. I oddycha się wodą. A i do centrum blisko, więc nawet wyszłyśmy na miasto. Marysia nawet założyła buty miastowe, to znaczy te mniej brudne. No i tak sobie zażywamy. Chce tu się wracać i pływać z obornickimi wodniakami. Spróbujemy jednak jutro ruszyć dalej.

więcej zdjęć

Dzień 16

Przede wszystkim to szok, że „dzień XVI”. I w dodatku okazuje się, że do końca bliżej niż dalej. Taki moment zadumy nam przyszedł. W każdym razie dzielnie poruszamy się naprzód. Od dawna zapowiadana fala upałów afrykańskich obiła się dzisiaj także o Wartę. Gorąco, nie ma co. Oczywiście na wodzie to sto razy milej niż w mieście wśród betonów. Ale jednak nadal parzy. To też głowy nam się dzisiaj trochę zgrzały (choć oczywiście płyniemy w nakryciach głów) i nieco tępym wzrokiem okalałyśmy te wszystkie piękne widoki, jakie nam towarzyszą. Bo za Obornikami naprawdę obłędnie. Te lasy, te kolory. I orły! Dziś już jesteśmy pewne, są to orły. Meldujemy się sprzed Obrzycka. Jutro Wronki. A teraz rozmyślamy nad sensem życia. Pozdrawiamy

więcej zdjęć

Dzień 17

Do tej pory Wronki widniały gdzieś na horyzoncie jako coś odległego. Czasowo, przestrzennie, w każdym wymiarze. A oto i one. Wronki w rzeczy samej. Dotarłyśmy, choć i podróż była ciekawa. Rano zaczęło się od tego, że zastałyśmy pusty baniak na wodę. Ula miała teorię, że to Marysia wypiła przez sen. Marysia miała teorię, że to dzikobobry się zakradły. Obie opcje równie prawdopodobne. Okazało się jednak, że baniak po prostu ma dziurę i cały nasz zapas oddałyśmy Matce Ziemi. To też zamiast leniwego poranka z dala od ludzi czym prędzej popłynęłyśmy właśnie do ludzi, żeby dali wodę. I tak trafiłyśmy do Obrzycka. Z perspektywy Warty prezentuje się pięknie. A te pastwiska za mostem! Wymarzony biwak. Słońce, zielono, piękne okoliczności.

Odwiedziłyśmy też Dom Pracy Twórczej i tak się nasłuchałyśmy o Raczyńskich, że rozmarzyłyśmy się na temat wielkich rodów i genealogii. I w tym rozmarzeniu dotarłyśmy do rzeczonych Wronek. Tu zostałyśmy przywitanie przez osoby najlepsze z możliwych – zapalonych wodniaków działających w ośrodku kultury. Znaleźliśmy wspólny język. I teraz zrelaksowane oczekujemy na brzegu na nasze nieocenione wsparcie techniczno-logistyczne, które nadciąga z Poznania z przyczepą. Bo jutro piknik! Zapraszamy oczywiście. Od 14 aż do nocnego oglądania gwiazd. Olszynki.
A swoją drogą to wiatr właśnie zaczął wiać w drugą stronę. Jakbyśmy płynęły to wiałby nam w plecy. Jakbyśmy płynęły. Ale oczywiście nie płyniemy. Życie.

więcej zdjęć

Dzień 18

Choć brak wpisu na fb mógłby sugerować, że tego dnia nie było, to jednak donosimy, że dzień XVIII się odbył. I to z przytupem. We Wronkach właśnie. Piknik zaczęliśmy wzorcowo. Przygotowani, rozproszyliśmy się tak, że było nas widać z daleka. Powstały pierwsze łódki, pocztówki znad rzeki, papiery farbowane nadwarciańskimi roślinami. I wtedy się zaczęło. Ciemno, wiatr, burza jak z nut. Piorun strzelił w drzewo obok nas. Godzinka apokalipsy i znowu słońce. Piękna pogoda, relaksik, wspólna kolacja, grill w bębnie od pralki no i nocne oglądanie gwiazd pod okiem astronomek, które przyjechały specjalnie dla nas z Gdańska i Krakowa. No po prostu było magicznie. Dziś finisz.

więcej zdjęć

Dzień 19

Niby dzień XIX był już kilka dni temu, ale jak to się mówi – lepiej się uzewnętrznić późno niż później. Bo choć nasz sukces dopłynięcia do celu skradł temu dniu cały blask, to trzeba wspomnieć, że dzień XIX się odbył. 
I nie składał się tylko z magicznego przetransportowania z Wronek do Międzychodu. Przede wszystkim z Wronek do Międzychodu są 43 km. A właściwie 43 i pół! Więc nie był to spokojny dzień toczenia się z prądem tylko ostre wiosłowanie na finisz. Wronki opuściłyśmy pozostawiając naszą ekipę z przyczepą (czy wspominałyśmy już, że miałyśmy najlepszą ekipę wsparcia?). Ogarnęli wszystko, a my na nic nie zważając ruszyłyśmy drogą do sukcesu. Skwar niemiłosierny sprawił, że co jakiś czas jednak potrzebna była przerwa na ochłodzenie, ale dzięki temu rzucałyśmy też ostatnie spojrzenia na tę NASZĄ Wartę. Trochę ze wzruszeniem, trochę z niedowierzaniem. Bo jak tu nagle po trzech tygodniach patrzenia na nią non stop, nie będziemy patrzeć dalej? Ula to jeszcze czasem może się wychylić i rzucić okiem, ale Marysia do Warty ma zdecydowanie dalej.
Zatrzymałyśmy się także w Chorzępowie gdzie zobaczyłyśmy słynną Chatkę p. Grzegorza. No i do Międzychodu w końcu dotarłyśmy. 
Przywitane przez Rafała i Lucjana, po zmianie środka transportu i chwilowym rozważaniu czy nie rzucić wszystkiego i nie kupić kamienicy w Międzychodzie (bo akurat jest na sprzedaż), wróciłyśmy do Poznania. Zmęczone, oszołomione i niewiarygodnie szczęśliwe, że to wszystko się udało. 
No po prostu zrobiłyśmy to.
Taki oto był dzień XIX.

więcej zdjęć

FINITO

378 km kanadyjką
Warta – Międzychód
19 dni
3 pikniki


Masa pięknych doświadczeń i spotkań.

Dziękujemy!

A szczególnie dziękujemy naszej ekipie wsparcia: Maria, Rafał, Krzysztof jesteście najlepsi. Niestety nie możemy obiecać, że to ostatni taki pomysł.

Wielkopolska Warta Sztuki to rozwinięcie projektu przeprowadzonego w 2018 roku w Poznaniu. Poznańska edycja składała się z serii warsztatów, dokumentacji rzeki, rozmów z wodniakami i seniorami, którzy opowiadali nam o rzece oraz wystawy na temat Warty w życiu Poznaniaków. To było spojrzenie na rzekę z perspektywy brzegu. Ruszamy dalej. Tym razem przemierzymy kajakiem całą Wielkopolskę zatrzymując się w nadwarciańskich miejscowościach i robiąc kompleksową dokumentację. Odwracamy sytuację – poznajemy brzeg z perspektywy wody.

Tymczasem zachęcamy do zapoznania się z podsumowaniem z zeszłego roku: Warta Sztuki 2018

Projekt realizowany dzięki dofinansowaniu Samorządu Województwa Wielkopolskiego w Poznaniu.

Pin It on Pinterest